Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 sierpnia 2012

[3] Al­ko­hol za­bija. Nar­ko­tyki za­bijają. Gówno praw­da.



/ Alice /

Kiedy się obudziłam, na dworze było już dosyć jasno. Moje oczy, były nadzwyczaj zmęczone. Przez dłuższą chwilę, nie mogłam przyzwyczaić się do światła. To zapewne sprawka wczorajszego pomieszania tabletek, z winem. A przekonałam się o tym dopiero, gdy wstałam z łóżka. Łupało mnie w głowie, a przed oczyma miałam mroczki. Na moment musiałam przytrzymać się szafki, aby doprowadzić się do równowagi. Zerknęłam na zegarek. Wpół do dziewiątej. Ubrałam na siebie krótkie, jeansowe spodenki i zwykły, biały top. Od wczorajszego dnia, coś się zmieniło. Nie chciałam gonić za modą, przeglądać tych wszystkich czasopism, dla idiotów. Teraz byłam sobą. Zwykłą, szarą i ponurą Ally. Zbiegłam cichutko do kuchni, w której zastałam Willa i Barbarę. Panowała między nimi gęsta atmosfera. Nie wiem, czy pokłócili się wczorajszego wieczora, ale coś musiało między nimi zajść. I to poważnego, ponieważ oboje, nigdy nie zachowywali się tak w stosunku do siebie. Blondyn spojrzał na mnie wściekle i nakazał usiąść przy stole. Postąpiłam, tak, jak chciał. Nie potrzeba mi było w tej chwili problemów. Miałam ich wystarczająco dużo. Boląca głowa, nadal dawała mi się we znaki. Westchnęłam żałośnie, opierając twarz na dłoniach. Zerknęłam w ogromne okno. Z oddali dało się słyszeć dźwięki świerszczy. Ciekawe jak to jest być takim świerszczem? Małym i bezbronnym. Zupełnie jak ja.
- Alice! – ryknął w moim kierunku William – Mówię do ciebie od ponad pięciu minut, a ty nie reagujesz. Co się do cholery z tobą dzieje?
- No to mów dalej. Słucham przecież – mruknęłam, spoglądając spod byka na Barbarę, która przypiłowywała swoje długie i lśniące paznokcie. W tej samej chwili, spojrzałam na swoje dłonie. Chude palce, nadal były takie same, jak po wypadku rodziców. Lekko zaokrąglone paznokcie, nie wydawały się być aż tak piękne, jak narzeczonej mojego brata. Ja byłam nikim, w porównaniu z nią. Nie mogłyśmy się nawet porównać. Nie miałam przy niej żadnych szans.
- Wcale mnie nie słuchasz. Możesz mi podać powód, dla którego się tak zmieniłaś? Wczoraj, jak zasnęłaś, dzwoniła Scarlett, że zerwałaś z nimi jakikolwiek kontakt. Powiedz mi… - tu Will zrobił przerwę. Długą, okrutnie nużącą przerwę – Czy ty jesteś ćpunką?
Może tak, może nie – przebiegło mi przez myśl. Nawet, gdybym mu powiedziała, to i tak by nic nie zrozumiał. On był inny. Nie należał już do mnie. Ja nadal byłam sobą. A on był inny. Zupełnie. Nie, nie. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy. Ale jego zachowanie, przyniosłoby mi radość. Byłabym zachwycona, zadowolona, że tak go krzywdzę. To była najlepsza myśl, jaka mogła mi wpaść do głowy tego poranka. Wyszczerzyłam się złowrogo i kilkakrotnie pokiwałam głową. Blondyn przetarł dłońmi twarz, głęboko wzdychając. I nie było to takie zwykłe westchnięcie. Westchnął wściekle, a zarazem wyrozumiale. Zresztą co mnie to obchodziło? Kim on jest, żeby go to interesowało? Jestem dorosła, mogę robić co chcę i jak chcę. Mam w dupie, co sobie pomyśli.
- Buntujesz się. Jeśli masz jakieś problemy, możemy porozmawiać. Jestem twoim bratem, Alice – dodał cicho Will. Wiedziałam, że jest zdenerwowany. Zauważyłam, jak jego mięśnie drgają, a Barbara delikatnie głaszcze dłonią jego plecy. Kiedy usłyszałam słowa mężczyzny, wybuchłam głośnym, perlistym śmiechem. On mógł ze mną porozmawiać? Ciekawe o czym. My nie mieliśmy wspólnych tematów. Dopóki nie pojawiła się w tym domu Barbara, wszystko było dobrze. To zwykła kretynka. Strasznie jej nienawidziłam. Kilkakrotnie zauważyłam przelotny uśmiech, na jej twarzy. Była dumna. Triumfowała. Cieszyła się, że wkrótce dojdzie do kłótni, a ja ucieknę z domu. Miałaby wtedy mojego Williama na własność. Ożeniliby się. Mieli dwójkę uroczych dzieci i prawdziwy dom, w którym zabrakłoby miejsca dla mnie. A ja przecież też byłam człowiekiem. Czułam. Rozumiałam. Doświadczałam. Pragnęłam. Oni traktowali mnie jak zwierzę, którego można się w każdej chwili pozbyć. Zsunęłam się z krzesła, chcąc wyjść z pomieszczenia. Niestety. Zatrzymał mnie głos Williama.
- A ty dokąd? Jeszcze nie skończyliśmy omawiać twojego wczorajszego wybryku.
- Błagam cię. Nie ośmieszaj się. Jesteś żałosny i sam dobrze o tym wiesz. Wyprowadzam się stąd – fuknęłam w kierunku brata, robiąc dwa kolejne kroki. Wkrótce po tym, on złapał mnie za ramiona i szarpnął moim ciałem, jakbym była nic nieważącą, kruchą laleczką. Blondyn wściekł się nie na żarty. Właśnie o to mi chodziło – pomyślałam. Ale nie byłam zadowolona. Rozzłościłam go nie potrzebnie. Tak, może dałby mi spokojnie wyjść z domu. A teraz… Teraz stał się znowu potworem. Tylko nie miał już ogromnej ilości sierści, ani wyłupiastych oczu. Ani nie był pedofilem. Był po prostu moim bratem, którego jeszcze niedawno kochałam. Zaczęłam szlochać. Cicho szlochać. Było mi źle. Fatalnie. Marzyłam o śnie. Kojącym śnie. Serce Williama chyba zmiękło, ponieważ objął moje ciało swoimi umięśnionymi, długimi rękoma. Znowu mogłam czuć się jak małe dziecko. Znowu byłam kochana. Dziesięć minut później, rozdzieliła nas Barbara, twierdząc, że jest jej słabo. Mężczyzna spojrzał na mnie, a następnie kazał mi iść do pokoju. Miał wrócić później, aby dokończyć rozmowę. Ale ja nie byłam tego taka pewna. Dobrze wiedziałam, że dzisiejszego, sobotniego wieczora, odbywa się impreza w domu Alexa. Zaprosił mnie wczoraj do siebie, zaraz po tym, jak sprzedał mi LSD. Obiecał, że nauczy mnie brać czegoś innego. Wielokrotnie słyszałam, że Alex, razem z Justinem, sprzedaje takim młodym narkomanom, jak ja, kwas, albo ecstasy. Sam opowiadał mi, że nie zaczął od LSD, a pigułki szczęścia. To było według niego bezpieczniejsze. Chociaż teraz, siedział w gorszym bagnie. Brał kokainę, a niedługo skończy pewnie, jako trup. Raz dwa, zganiłam się za taką myśl, wbiegłam do pokoju, zamykając przy okazji drzwi na klucz. Podeszłam do ogromnego regału, wypchanego płytami. W końcu zdecydowałam się na Black Sabbath – Snowblind. Koili mój ból, swoją muzyką. Dostałam tę płytę od Justina, po tym całym spotkaniu w supermarkecie. Powiedział, że to lek na wszystko. I miał rację. Stanęłam przed szafą. Nie wiedziałam, co będzie idealne na taką imprezę. W końcu zdecydowałam się na poszarpane jeansy, rozszerzane u dołu i rozciągnięty, stary sweter. Skoro byłam taką modnisią, skąd w mojej szafie, znalazły się takie szmaty? Wczoraj, zanim wróciłam do domu, zrobiłam małe zakupy w sh. Mogłam teraz wyglądać, jak inni. Nie musiałam być zadbana. Spojrzałam do lustra. Mój wygląd odstraszał. Byłam ponurym strachem na wróble. Nie dbałam o siebie. Dało się to zauważyć. Włosy, które niegdyś uważałam za swój atut, były przerażające. Postanowiłam, że jutro pójdę do fryzjera, obetnę je do łopatek i przefarbuję na jakiś dziki kolor. Chwilę później, spojrzałam na szafkę nocną, na której leżało LSD. Zbliżyłam się do niej, wyciągając małą, okrągłą zieloną pastylkę. Dwukrotnie obróciłam ją w palcach, po czym wsunęłam do ust i zapiłam małym łykiem wody. Do wyjścia na imprezę, miałam jeszcze kilka godzin, dlatego wskoczyłam do łóżka, okrywając się satynową, błękitną kołdrą, aż po sam nos. Pierwszy raz w życiu, spało mi się tak dobrze. Naprawdę. Czułam się, jak nowo narodzona. Gdy podniosłam się z łóżka, na dworze było już ciemno. Przez okno, wpadało ciepłe, letnie powietrze i dało się czuć zapach czerwcowej nocy. Spojrzałam oszołomiona na zegarek. Dwudziesta trzecia. Wyskoczyłam czym prędzej z łóżka i wyjrzałam na zewnątrz, otwierając cicho drzwi. Na korytarzu było jak makiem zasiał. Błoga cisza. Cisza, której dawniej bym nie zniosła. Cisza, która doprowadzała mnie do wściekłości. Teraz była ona czymś, czego pragnęłam już od dawna. I teraz właśnie było mi to dane. Wróciłam do pokoju do kilkanaście dolców, a później wymknęłam się po cichu z domu. Pewnie zapytacie, dlaczego nie zapytałam Willa. Wiedziałam, że po tej wczorajszej, wieczornej aferze, nigdzie mnie nie puści. Trudno, mogło się to dla mnie skończyć szlabanem, ale nie mogłam opuścić pierwszej, tak ważnej dla mnie imprezy. Kiedy weszłam do ogromnej willi, w której mieszkał Alex, szczerze się zdziwiłam. Chłopak jakoś nie bardzo pasował mi do takiego otoczenia. Był zaniedbany. Wczoraj dojrzałam się na jego kurtce, napis Gucci. Ale sądziłam, że znalazł ją gdzieś na śmieciach, albo w sh. Teraz wiedziałam, że kupił ją w tym markowym, cholernym sklepie. Już od dawna nienawidziłam center handlowych. To było strasznie popieprzone. Dlaczego ludzie musieli płacić za zwykły znaczek? W normalnym sklepie, można kupić taki sam ciuch, za połowę ceny. Jednak do niedawna, sama byłam na tyle głupia, aby wyrzucać pieniądze, na markowe ubrania. Musiałam być wtedy najlepsza. Najwspanialsza. Pewnego dnia, gdy jeszcze grzecznie i pilnie uczęszczałam do szkoły, chłopaki z klasy, zrobili listę, umieszczając na niej dziewczyny. Od najlepszej, do najgorszej. Pierwsze miejsce zajmowałam ja. Moimi zaletami były długie, wspaniałe włosy. Delikatne dłonie. I wielkie, czarne jak smoła, oczy. Wielu chłopców uważało, że mam boskie nogi. Mogłam iść na modelkę. Nawet kilka razy planowałam to ze Scarlett, ale niestety, wszystko legło w gruzach. Westchnęłam cicho, rozglądając się po mieszkaniu. W kuchni zastałam Alexa, z jakąś brunetką. Chłopak na mój widok, poprosił, aby tamta odeszła i objął mnie ramieniem. Był wstawiony. Czułam od niego słodką woń alkoholu. Pachniał tak samo, jak moje czerwone wino, wczorajszej nocy.
- Jak super, że już jesteś – oznajmił mi Alex, prowadząc do grupy, bawiących się w ogromnej sali, ludzi – Justin się niepokoił, że się rozmyślisz i nie przyjdziesz.
- Bo miało mnie nie być. Wczoraj po LSD i winie, miałam jakiś napad, zrobiłam w domu aferę i po prostu stamtąd zwiałam. Wrócę rano. Na pewno, gdy Will się dowie, oberwie mi się porządnie – odparłam, wzruszając ramionami. Wyciągnęłam z rąk Alexa jointa, wsuwając go pomiędzy swoje palce, a następnie w wargi. Dzisiaj poszło gładko. Nie dostałam ataku kaszlu. Zaciągnęłam się kilkakrotnie, zatrzymując dym na parę sekund w ustach, a następnie wpuszczając go do płuc. Czułam się lekko. Mimo, że znowu ogarniała mnie senność, a głowę miałam ciężką, byłam szczęśliwa. Muzyka dudniła mi w głowie. I w uszach. I w brzuchu. W całym ciele. Idąc z Alexem poprzez korytarz, bujałam się w rockowych rytmach. Mogłam szaleć. Szaleć dowoli. Wkrótce potem, brunet podał mi niewielki papierek. Dowiedziałam się od niego, że to kwas. Absolutny odlot – dodał. Włożyłam go do ust, w tym samym momencie co Alex i połknęłam.
- Ślicznie, Ally – pochwalił mnie chłopak. Do Justina nie dotarliśmy. Oboje szaleliśmy na parkiecie. Było cudownie. Życie. Ta impreza. Poczułam się lekka i odlotowa. Byłam strasznie szczęśliwa. Parę minut później, oboje spragnieni, pognaliśmy do barku, w którym było mnóstwo alkoholu. Alex zaproponował mi kruszon z rabarbarem. Wypiłam wszystko jednym haustem. Pyszne. Było mi gorąco. Czułam, jak wszystko w środku mnie pali. I to nie był taki ogień, który mi dokuczał. On był jak najbardziej świetny. Ponownie wróciłam z Alexem na parkiet, oddając się rytmom. Zmęczenie ustąpiło. Widziałam mnóstwo twarzy, które się do mnie uśmiechały. W końcu przyszedł do nas Justin.
- Justin! – krzyknęłam, obejmując chłopaka od tyłu, wtulając jednocześnie swój policzek w jego plecy. Zdecydowanie mój najlepszy dzień. Szatyn głośno się roześmiał, dotykając moich dłoni. Miał takie miękkie ręce. Mógł mnie dotykać całymi dniami.
- Ally! Ty tańczysz. Jesteś moją boginią – szepnął, odwracając się do mnie przodem. Tak. Tańczyłam z Justinem, Alexem i innymi osobami, których nie znałam. Tu było tak wystrzałowo, że w końcu zabrakło mi słów. Wczuwałam się w rytmy, które wygrywał DJ. Szczęście. Radość. Miłość. Przyjaźń. To jedne, z niewielu odczuć, jakie teraz posiadałam – Chodźmy się napić, Ally.
Dałam się pociągnąć ponownie do barku. Ale rabarbarowego napoju już nie było. I Alexa też nie. I nikogo. Byłam ja i Justin. Szatyn nalał mi pełen kieliszek czerwonego wina. Pachniało. Wspaniale. Ale nie tak, jak to moje wczoraj. To drapało trochę w gardło i przez nie, zrobiło mi się jeszcze cieplej. To zasrane ciepło, doprowadzało mnie do szału. Przypomnieli mi się rodzice. Nie byliby ze mnie zadowoleni. W jednej sekundzie zaczęłam szlochać. Justin znowu złapał mnie za rękę i wyciągnął na świeże powietrze. Usiedliśmy pod ogromnym drzewem, upajając się zapachem nocy. Opowiedziałam chłopakowi całą historię. Słuchał mnie. A może tylko mi się zdawało. Może go nudziłam. Może słuchał mnie tylko z grzeczności. Ale Justin nie był grzeczny. Był szaleńcem. Zwariowanym narkomanem. Zupełnie jak ja. Ale ja jeszcze nie byłam ćpunką. Ja byłam nadal normalna. Ale szalona. Wszystko wokół było rewelacyjne i przyjemne. Parę sekund później, obsypywałam twarz Justina pocałunkami. On siedział nieruchomo, pozwalając mi na dalsze ruchy. Gdy wkrótce nasze usta spotkały się jednym muśnięciem, poczułam, że się zakochuję. Ja. Alice Jones. Mam osiemnaście lat i jeszcze nie miałam chłopaka. Jeszcze nie byłam z chłopakiem. Jeszcze nie kochałam się z chłopakiem.

Czyż istnieje ucieczka bardziej idealna, niż ta od własnych problemów i lęków?

_________

http://my-love-is-like-a-star.blogspot.com/

Pytania?

Data kolejnego rozdziału: 07.09.2012r.

13 komentarzy:

  1. O mój Boże! ten rozdział.. on jest .. ohh nie mam słów jaki on jest wspaniały! Uwielbiam jak piszesz, poprzednie opowiadanie też czytałam.. i będę. czekam na rozdział tutaj i na drugim blogu! życzę wenyy! ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. zabijasz mnie tymi idealnymi rozdziałami! naprawdę. nie mam już słów, żeby opisać jak bardzo lubię Twoje opowiadania. czytam czytam i będę jeszcze zapewne dłuuugo je czytać ;) pozdrawiam! buziakii:*** [bad-life-timer.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, świetne opowiadanie. Przekazujesz nam tyle emocji, świetnie to wszystko opisujesz. Świetny pomysł na bloga. c:

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest idealny! Świetnie się czyta ;D
    Masz mega taletn, zazdroszczę ;)
    Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne. końcówka ciekawa c:
    podoba mi się to, że jest tyle opisów, uczuć bohaterów, aż chce się czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest bosko, zresztą jak zwykle. Nie wiem co mogę ci pisać bo już brakuje mi słów aby określić to wszystko.. Po prostu BOSKO, IDEALNIE ! Chcę już nowy ;d

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczę...Ty na prawdę jesteś świetna!Trafiłam przypadkiem, a zostanę na zawsze <3 proszę, informuj mnie o nn! Lubię czytać coś tak wspaniałego!
    Zapraszam również do mnie :)

    Pozdrawiam. [justinabathels.blogspot.com/] ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. przepraszam za spam. zapraszam na ósemkę na www.calm-island.blogspot.com na rozdział, którego się nikt nie spodziewał : )

    OdpowiedzUsuń
  9. JEZUUUU *____________*
    KOCHAM TEGO BLOGA ! DZISIAJ GO ZNALAZŁAM I OD DZISIAJ JESTEM ZAKOCHANA XDD :DD JEST IDEALNY ;P TAK ŚWIETNIE WSZYSTKO OPISUJESZ ! MASZ WIELKI TALENT ;D
    Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA KOLEJNY. <3

    OdpowiedzUsuń
  10. omomomomomomomom boskie opowiadanie *___* ally szaleje z justinem hah :D proszę informuj mnie o nowych na twitterze :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ah już kocham tego bloga <3 dopiero dzisiaj dobrałam się do linku i już wszystko nadrobione , czkam na nn <3

    OdpowiedzUsuń